Park zupełnie opustoszał. Ci nieliczni spacerowicze, których widziałam, kiedy tu dotarłyśmy, dawno już poszli do ciepłych domów, a ja marzyłam tylko o tym, żeby jak najprędzej znaleźć się w swoim pokoju.
Podczas gdy Jess zjeżdżała z górki, ja stałam przytupując i na zmianę zerkając na zegarek, to chuchając w dłonie. Zadbałam o to, żeby Jess była odpowiednio ubrana, ale ja nie pomyślałam o czapce, szaliku i rękawiczkach. Pomyślałam, że zaproponuje Jess, że będę ją wciągać pod górę na sankach. Chciałam się trochę rozgrzać, ale siostra nie skorzystała z mojej propozycji.
- Jess! Zostało tylko pięć minut! - Jess nie uwierzyła mi na słowo, zostawiła sanki i przybiegła się upewnić - zobacz - powiedziałam, pokazując jej zegarek. Widziałam, że zastanawia się jak wytargować kilka minut, ale zmierzyłam ją takim wzrokiem, że nawet nie próbowała.
- To zjadę jeszcze z tej górki - oznajmiła i poszła w jej stronę.
- Ale tylko raz! - krzyknęłam, podążając za nią wolnym krokiem. Byłam tak już zmarznięta, że straciłam czucie w palcach. Kiedy powoli doszłam do górki, Jess była już na szczycie. Zaniepokoiłam się, gdy ujrzałam jak wysoka jest ta góra, ale strach ogarnął mnie jeszcze większy, gdy zobaczyłam ceglany murek, zasłaniający kosze na śmieci, który stał nie dalej niż dziesięć metrów od podnóża wzniesienia.
- Uważaj na ten murek! - wrzasnęłam ile sił w płucach. - Zjeżdżaj w moją stronę!
Było już za późno. Jess zdążyła już wsiąść na sanki i powoli ruszać w stronę tego murku!!! Szybko ruszyłam w jej stronę. Kątem oka widziałam jak jej sanki nabierają prędkości. Słyszałam jej radosny okrzyk. Nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie czeka ją u podnóża góry.
- Jess, uważaj! - chciałam zawołać, lecz z moich ust wydobył się tylko cichy jęk. Zresztą nawet gdyby mnie usłyszała i tak nie mogła by nic zrobić. Ale ja mogłam. Mogłam stanąć jej na drodze. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie gałąź, o którą zahaczyłam i się przewróciłam. Podniosłam się i popatrzyłam w kierunku Jess. Usłyszałam jej krzyk, trzask łamanego drewna i jeszcze inny dźwięk. Tym ostatnim dźwiękiem był odgłos uderzenia jej ciała o mur.
Krzyczała przeraźliwie. Cieszyłam się, że to dobrze, że krzyczy. Podbiegłam do niej. Leżała na boku, wykrzywiona, a obie dłonie trzymała na twarzy.
- Jess, powiedz mi, co Cię boli? - spytałam, opadając na kolana.
Było już całkiem ciemno, lecz zauważyłam, że spomiędzy jej palców, które cały czas trzymała na twarzy, ciekła krew.
- To boli, okropnie boli - wyjęczała, kiedy próbowałam jej oderwać ręce z jej twarzy, lecz ona jeszcze bardziej je przycisnęła.
- Wiem, ale muszę to zrobić - wyjęłam paczkę chusteczek i zaczęłam wycierać jej twarz z pomieszanej krwi z jej łzami. Z jej oczami było w porządku. Plama na śniegu od krwi była coraz większa, a mi skończyły się chusteczki. Chwyciłam śnieg i przyłożyłam do jej czoła. Krew przestała cieknąć tak obficie.
- Boli Cię główka? - spytałam.
- Tak, ale noga jeszcze bardziej - odparła, łkając.
- Która? - spytałam, patrząc na jej nogi. Już wcześniej zauważyłam, że prawa noga jest ułożona pod dziwnym kątem, lecz większą uwagę przykuła krew na twarzy. Zaczęłam wolno przesuwać dłonie po jej nodze.
- Powiesz mi, w którym miejscu Cię boli, dobrze?
Zanim zdążyłam zadać to pytanie, Jess krzyknęła, a ja poczułam pod palcami - jakieś dziesięć centymetrów na kostką, nienaturalne zgrubienie. Natychmiast cofnęłam dłoń.
- Druga też Cię boli?
Nie odpowiedziała. Wolałam jednak już nie sprawdzać drugiej nogi, żeby nie sprawiać jej większego cierpienia.
Potrzebna była jej pomoc lekarza, a ja musiałam jak najszybciej wymyślić, jak ją jej zapewnić. Odruchowo sięgnęłam po komórkę, ale przed wyjściem wyciągnęłam ją i zostawiłam na stole w kuchni. Wokół nie było żadnej osoby. Do ulicy, którą tutaj doszłyśmy, było daleko, ale po przeciwnej stronie parku była ulica Chester Avenue i droga do niej była krótsza. Nie miałam się więc nad czym zastanawiać.
- Posłuchaj Jess, obejmij mnie mocno za szyję. Musimy dojść do ulicy.
- Ale mnie okropnie boli.
- Wiem i dlatego nie będziesz szła, tylko wezmę Cię na ręce.
- Chcę do mamy.
- Ja też - powiedziałam i była to prawda. - I właśnie dlatego, że obie chcemy do mamy, musimy dojść do drogi.
Pokiwała główką i zarzuciła mi ręce na szyję.
Widziałam ja opada z sił. Niosłam ją bardzo ostrożnie bo przy każdym gwałtownym ruchu, Jess zaczęła krzyczeć.
W połowie drogi, rana na jej czole znów zaczęła krwawić. Zrobiłam jej okład ze śniegu i poszłyśmy dalej. Po drodze mijały nas samochody, jednak żaden się nie zatrzymał. Ujrzałam altankę i stwierdziłam, że zaniosę tam Jess, a ja poszukam pomocy.
- Posłuchaj Jess. Zostawię Cię tu samą. Obiecuję, że zaraz wrócę z pomocą. Nie będziesz się bała sama tutaj zostać?
Nie zareagowała. Pocałowałam ją i ruszyłam w stronę ulicy.
Kiedy wpadłam na Chester Avenue, oślepiły mnie światła. Usłyszałam pisk hamulców, wóz odbił gwałtownie, tak że wjechał na pas dla samochodów jadących z naprzeciwka i jakieś dwadzieścia metrów dalej zatrzymał się.
W następnym rozdziale pojawi się Nathan. Zapraszam do czytania i komentowania.
Czytasz = komentujesz / Mrs. Sykes - George
świetny
OdpowiedzUsuń